O diagnozie i kolorach polskiej szkoły, roli rodzica w uwalnianiu kreatywności dziecka i spersonalizowanej edukacji rozmawiamy z Jakubem Tylmanem, edukatorem i autorem książki “Jak pokolorować szkołę”.
Jakub Tylman jest pedagogiem i nauczycielem przedmiotów artystycznych, autorem książek edukacyjnych dla dzieci, twórcą nowoczesnych projektów edukacyjnych i nieszablonowych rozwiązań w edukacji, ekspertem w zakresie edukacji w programach telewizyjnych i radiowych. Inicjatorem ogólnopolskiej kampanii społecznej “Szkoły bez zadań domowych”.
Laureat Nagrody im. Ireny Sendlerowej “za Naprawianie świata 2022”, wyróżniony także Nagrodą im. Janusza Korczaka. Członek Rady programowej fundacji “Teach for Poland”. Ambasador programów edukacyjnych: Be Net oraz Be Eco.
Jaka jaka jest diagnoza polskiej szkoły dzisiaj? I nawiązując do Twojej książki, jaki ma kolor współczesna szkoła?
Jakub Tylman: Tkwimy w czymś bardzo czarnym. I Nie wiem, czy da się, by było jeszcze bardziej czarno. Zdecydowanie żyjemy w pruskim modelu edukacji. Takim, który nie jest skupiony na tym, aby dzieciom w szkole było dobrze, aby nauczycielom pracowało się dobrze. Współczesną szkołę widzę w bardzo słabej kondycji. Bardzo mocno nadszarpnęliśmy prestiż zawodu nauczyciela, w ogóle prestiż szkoły jako miejsca, które powinno przecież kojarzyć się z czymś dobrym, przyjaznym dzieciom, z miejscem, do którego chce się chodzić.
I to jest najbardziej przykre, że kiedy popatrzymy na diagnozę polskich dzieci, to zobaczymy bardzo zły obraz. Niewątpliwie bardzo mocno przekładają się na to wydarzenia w naszym kraju, ale też to, w jakim stanie, w jakiej kondycji jest polska szkoła. Absolutnie nie wspomaga i nie wspiera uczniów, a wręcz powoduje sytuacje, w których wielu z nich odziera się z godności.
To jest rzecz, którą musimy powiedzieć wprost i otwarcie – polska szkoła nie jest przyjazna naszym dzieciom i wymaga jak najwcześniejszej, jak najszybszej reanimacji.
Silny wiatr, wręcz burza musi nadejść i ona już jest blisko, ja się bardzo z tego cieszę, bo tego potrzebujemy, takiej świeżości, która zawieje i która mam nadzieję rozgoni te chmury. Nie tylko na cztery lata, ale w końcu doczekamy czasu, kiedy ta edukacja nie będzie politycznie sterowana, że będą zarządzać nią ludzie, którzy się na tym znają, którzy chcą czegoś dobrego dla polskich dzieci.
Jakie mamy możliwości? W swojej książce piszesz o ruchach oddolnych, że nagle nie wydarzy się jakaś rewolucja, ale, że potrzebni są ludzie, którzy będą sukcesywnie działać…
To prawda. Nie doczekamy żadnej rewolucji, która przewróci o 180 stopni polski system edukacji. Nie mamy na to pieniędzy, nie mamy na to zasobów i nie mamy narzędzi, aby jeden z nowych ministrów w tak krótkim czasie tego dokonał. To są lata pracy systemowej, aby cokolwiek zmienić, ale ja od zawsze byłem zwolennikiem tego, że polska szkoła może być zupełnie inna. I to my na dole jesteśmy na końcu tego łańcucha – nauczyciele, nauczycielki. I niezależnie od tego, co ”góra” będzie kazała robić, to my będziemy podejmować decyzje, jak będzie.
Na szczęście polskie przepisy oświatowe jeszcze są na tyle elastyczne, że pozwalają wiele rzeczy robić. Na wiele rzeczy jest w przestrzeń w polskiej szkole, tylko trzeba wyjść z tej strefy komfortu, która jest bardzo trudna.
Mam wrażenie, że trochę to jest tak, jak ty byś wróciła dzisiaj do swojej podstawówki, to niewiele zobaczyłabyś w niej zmian. W polskiej szkole te zmiany się nie zadziałały. Tkwimy nadal w tym pruskim systemie. Czasy się zmieniają, młodzież się zmienia. Chcemy przygotowywać uczniów i uczennice do życia w nowej rzeczywistości, wzmacniamy te kompetencje przyszłości. O tym mówimy, ale średnio mamy na to przestrzeń, aby to robić w tych szarych murach z tym szarym podejściem.
Jesteś wizjonerem, edukacyjnym wywrotowcem? Powiedz, czy łatwo się robi takie wyłomy? Nie jesteś takim sztampowym, stereotypowym nauczycielem…
To nie jest łatwe zadanie, bo trzeba się przeciwstawić wielu osobom, które są przeciwko. Często ludzie mówią, że nie da się czegoś zrobić, bo nie ma na to pieniędzy. Absolutnie tak nie uważam, bo jak się chce, to pieniądze wydobędzie się spod ziemi i się to zrobi, ale jeśli stanie nam przeciwko drugi człowiek, który powie, że NIE, to wtedy mamy problem.
Przecież ostatnie lata widzieliśmy to na arenie politycznej, że taki jeden człowiek mówił NIE i nic się nie dało z tym zrobić. To nie jest łatwe, ale daje ogromną satysfakcję, kiedy widać efekty tych zmian, kiedy widać, że odmieniamy losy uczniów i uczennic. To jest ważne, ale bardzo trudno robić to w pojedynkę. Można zacząć, ale trzeba znaleźć ludzi, którzy będą myśleć podobnie, bo nie da się zrobić rewolucji w jednej osobie. Współpraca, zespół ludzi, którzy pracują razem, zaangażowanie uczniów, uczennic i rodziców jest kluczowy i ważny w procesie tej zmiany.
W tej książce trochę pokazuję, że wszystko jest możliwe. Jeśli będziemy tego chcieli, to uda się nam to zrobić. W publicznej szkole, która jest powszechna i ogólnie dostępna nie ma rzeczy niemożliwych – to niemożliwe, jest po prostu w naszych głowach.
Jednym z takich nieodłącznych elementów pruskiej szkoły są oceny, czy one są potrzebne?
Oceny są potrzebne, ale nie cyfrowe. Oceny cyfrowe są warte tyle, ile pieniądze w Monopoly. Jak gramy to chcemy ich mieć jak najwięcej, bo kupujemy sobie kolejne nowe budowle, ale przestajemy grać, to zapominamy, o tym, co było. Tak po samo jest ocenami. Chcemy je mieć tylko wtedy, kiedy jesteśmy w szkole, ale jak z niej wychodzimy, to nie pamiętamy już o tych ocenach. Zostaje nam ta wiedza, która jest w głowie i to ona jest kluczowa i ważna.
Zaczęliśmy żyć w świecie “ocenozy”, rankingów, bycia najlepszym, gonienia za tym, by być najlepszym ze wszystkiego. Gdyby każdy był najlepszy ze wszystkiego, to jeden nauczyciel mógłby uczyć wszystkich przedmiotów.
Tak naprawdę każdy musi poszukać w sobie takiej przestrzeni, w której będzie dobry. I wcale nie musi nic nikomu udowadniać. To jest też apel do rodziców, bo to oni często wymagają od swoich dzieci więcej, niż w sumie te dzieci potrafią. I to jest najbardziej przykre, kiedy ten uczeń ma kolejne korepetycje, kolejne zajęcia dodatkowe, kolejne rzeczy a absolutnie nie ma przestrzeni na swoje marzenia, pasje, tylko goni za pragnieniami własnych rodziców. Być może ich ambicjami, których się nie udało im się zrealizować.
Bardzo lubię przykłady. W książce zdradzasz trochę prywaty. Piszesz między innymi, jakim byłeś uczniem. Chciałbyś się podzielić? Byłoby to zachęcające i dałoby nadzieję dla dzieciaków, które są w podobnej sytuacji…
Nigdy nie byłem dobrym uczniem, może nie sprawiają problemów z zachowaniem, może raz udało mi się osiągnąć świadectwo z paskiem i to w początkowych klasach, nigdy więcej potem już mnie ten przywilej nie spotkał. Zawsze goniłem za oceną dopuszczającą z matematyki i to pamiętam na poziomie każdej klasy. Matematyka nigdy nie była mi bliska, nie przyjaźni się z nią do dzisiaj. Poprawiłem maturę z języka angielskiego… To jest dowód na to, że nie trzeba być super uczniem, nie trzeba być najlepszym, by robić w życiu rzeczy potrzebne, ważne, takie, które dają radość i pozwalają realizować pasje.
To jest też taki przykład dla młodych ludzi, że absolutnie nie oceny są wyznacznikiem tego, kim w życiu będziemy. To nie oceny i nie szkoła budują poczucie naszej wartości. Tylko dużo naszej, pracy bliskich. Miałem to szczęście wychowywać się w rodzinie, która dawała mi ogromną swobodę wyborów i nie cisnęła mnie na oceny. Akceptowali to, że nie jestem najlepszym uczniem i nim być nie muszę.
Czy możliwa jest szkoła bez zadań domowych? Dla wielu uczniów to sfera marzeń…
Oczywiście, że jest możliwa i to nie podlega dyskusji. Od pięciu, może sześciu lat udowadniam, że polska szkoła bez zadań domowych jest możliwa. Myślę tutaj o takich zadaniach z dnia na dzień, które nic nie wnoszą i są bez sensu. Uważam, że w szkole jest przestrzeń na mądre zadania. Na projekty, grupowe zadania, które też coś wnoszą, pozwalają doświadczyć, a nie tylko zadanie 5, 7,8 na stronie 45 z każdego przedmiotu i na każdej lekcji.
Cieszę się, że jednym głosem nasz nowy rząd mówi o tym, że polskie szkoły zostaną uwolnione od zadań domowych, a wtedy będziemy mieć zupełnie inną jakość, od tego zaczną się pierwsze kolory, które do szkoły wpłyną.
Piszesz w swojej książce, że kreatywność jest motorem edukacji. Jakie najbardziej szalone rzeczy udało Ci się zrobić, kolorując polską szkołę?
To bardzo trudne dla mnie pytanie, ponieważ z tych szalonych rzeczy jest tak dużo i o tym szczegółowo piszę w książce. Na przykład z grupą 3 czy 4 latków, jak zaczynałem swoją karierę, piekliśmy tort na zajęciach, to było prawdziwe szaleństwo. To chociażby 10 ton dyń w aranżacji na naszym szkolnym boisku, to 24-godzinna biblioteka społeczna, gdzie o dowolnej porze można przyjść, wypożyczyć książki, szalonym pomysłem było też umieszczenie dużych misiów w oknach szkoły, które wzbudzały wiele kontrowersji.
Nauka spersonalizowana, czy może być realizowana w szkole masowej?
Jasne, że jest możliwe, ale powiedzmy sobie szczerze, że to nie jest łatwe zadanie. Jeśli będziemy mieli dobre relacje z naszymi uczniami i uczennicami, to będziemy wiedzieć, kto czego potrzebuje, u kogo na co zwrócić uwagę. To ważne byśmy zwracali uwagę, by mogli uczyć się w swoim tempie, byśmy nie wymagali więcej, niż uczeń potrafi, żebyśmy często też zaglądali w te dokumenty, które przynoszą nam rodzice z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
W przypadku bardzo licznych klas to jest niezwykle trudne i ja nie będę tu mówić, że jest inaczej, ale ja wiem, że niektórym nauczycielom się to udaje. Jeśli komuś się udaje, to jest to możliwe, tylko trzeba znaleźć sposób, odpowiednie narzędzie.
Jak powinna być rola rodzica w uwalnianiu kreatywność dziecka?
Przede wszystkim taka bardzo wspierająca. Rodzic nie powinien być tym batem, którym często jest. Nie powinno być tak, że dziecko, które wychodzi ze szkoły i wraca do domu, to pierwsze co słyszy to pytanie: “ile masz dzisiaj zadane do lekcji”.
Powinniśmy być uważni, być blisko dziecka, by widzieć to, co się dzieje i w porę reagować.
Ważne jest to, aby wspierać dzieci i dmuchać w ich skrzydła, bo wyniki badań, choćby raportu Martyny Wojciechowskiej, pokazały młodych ludzi, którzy nie wierzą w siebie, nie mają poczucia własnej wartości, uważają, że do niczego się nie nadają, To niestety też często wynika z tego, co w domu słyszą: “a ty to się do niczego nie nadajesz”, “nawet tego nie można powierzyć”.
Musimy ten system odwrócić, wspierać i motywować dzieci, by uwierzyły w siebie. Mówić im, że są wystarczające, że nie muszą być lepsze, że wyglądają cudownie i że to, że mają 5 kg więcej albo 5 kg mniej nie oznacza, że są beznadziejne i muszą schudnąć.
Niestety często rodzice mają wyidealizowany obraz dzieci i do tego dążą za wszelką cenę. My musimy dmuchać w skrzydła, musimy mówić dzieciom, że są wyjątkowe, że są super, że są piękne, żeby one czuły się potrzebne ważne, zauważone, by nie dochodziło do tych tragedii, do których w tej chwili dochodzi na coraz większą skalę.
Tu apel do rodziców. Trochę więcej uważności, żeby nie zgubić tego, co istotnej i co ważne, żebyśmy kiedyś żałowali. Oceny naprawdę nie są w życiu najważniejsze i to, czy ktoś będzie wyglądał jak modelka. Ważne jest to, by był szczęśliwy i mógł przez życie iść twardo stąpając po ziemi, a nie cały czas zastanawiając się nad potrzebą swojego istnienia.
I na koniec odpowiedzmy na pytanie, czy da się pokolorować współczesną szkołę?
Uda się! Jeśli wszyscy chwycimy ten pędzel w rękę, jeśli wyjdziemy ze strefy komfortu, kiedy uznamy, że to jest teraz najlepszy czas na to, bo otwierają się nowe bramy, w których świeci słońce, a nie czarne chmury, to jesteśmy w stanie powiększyć tę mapę kolorowych szkół.
Ważne by ta zmiana była też wewnątrz nas, żebyśmy zaczęli widzieć w naszej pracy nie tylko materiał, który mamy wyłożyć, ale też drugiego człowieka jego problemy i potrzeby.
Edukacja domowa jako alternatywa dla tradycyjnego modelu nauczania
Bliskie jest nam patrzenie na ucznia przez pryzmat uważności i podążania za dzieckiem, o czym wielokrotnie w wywiadzie mówił Jakub Tylman. Edukacja domowa jest właśnie tym trybem nauki, gdzie istotne jest indywidualne podejście.
W nauczaniu domowym mamy bezpieczną przestrzeń, gdzie dziecko może rozwijać swoje mocne strony, pasje i talenty. W tempie dostosowanym do swoich potrzeb i możliwości.
Rodzicu, jeśli rozważasz edukację domową dla swojego dziecka – świetnie trafiłeś! Z Centrum Nauczania Domowego przejście na nauczanie domowe jest niezwykle proste – wystarczy wypełnić formularz zapisu na naszej stronie i rozpocząć przygodę!